Zielony zakątek


"Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko"
Albert Einstein

Monday, June 13, 2005

Sen nieznajomego

Miasto. Zmierzch. Światła. Wędrujemy po ulicach nienaturalnie wyludnionych o tej porze. Cisza. Wtuleni w mrok suniemy ulicami miękko i cicho niczym cienie. Świadkowie minionej epoki chcący zachować wspomnienie o wczoraj tylko dla siebie. Przemierzamy ulice nowego miejsca z niepokojem, ale i nadzieją na lepsze dni. Pełni wiary, że w którymś z tych zrujnowanych domów znajdziemy schronienie tylko dla siebie i że tym razem nikt nie zburzy naszego misternie poskładanego szczęścia. Wiatr porywa nasze szepty i zanosi ku niebu.

Tego wieczoru wiatr hulał niemiłosiernie. Pierwszy raz spotkaliśmy się w jakiejś małej kawiarence wciśniętej między domy na nieznanej uliczce, w deszczową noc. Przychodziłam tam codziennie o zmierzchu by uczyć się przy ciastku i kawie, lecz tak na prawdę było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie miałam okazję spotkać tyle niezwykłych osób. Pamiętam cię, jak wpadłeś do dusznego lokalu cały ociekający wodą i bez zastanowienia usiadłeś przy moim stoliku. Przez nieuwagę zamoczyłeś mi książkę, którą studiowałam tamtymi czasy z wielkim trudem. W ramach przeprosin kupiłeś mi gorącą czekoladę, a potem... potem pamiętam już tylko dotyk, szepty i spokojną muzykę dobiegającą do nas jakby z innego świata. To stało się tak nagle i tak nieoczekiwanie, a jednocześnie czułam, że łączą nas nie dwie godziny lecz całe wieki, i nie kilka słów, lecz tysiące listów pisanych twoim pochyłym pismem. Widziałam nas bawiących się w ogródku mojej babci, widziałam nas rwących chabry na polu sąsiada i ukrywających się na drzewie przed dorosłymi. A przecież pojawiłeś się w moim życiu ledwie te marne dwie godziny temu. Tej nocy nie wróciłam do domu.

Obudziło mnie gruchanie porannych gołębi. Zaspanymi oczami rozejrzałam się po świecie, w którym zaczynał się kolejny dzień. Była może szósta... Twoja głowa wciąż spoczywała na moim ramieniu. Siedzieliśmy na schodkach przed jakąś kamienicą otuleni w mój wielki wełniany płaszcz, oparci o zimny mur. Po drugiej stronie zasnutej mgłą ulicy, wciśnięta między dwie stare kamienice skrywała się ta mała kawiarenka. A więc jednak tu wróciliśmy. Ranek był chłodny, pozwoliłam ci dalej spać. W końcu sama znów usnęłam.

Szukałam w wielu dziwnych miejscach, ale nigdzie cię nie znalazłam. Odszedłeś jak sen, który, jakkolwiek długi i piękny, musiał się kiedyś skończyć. Pamiętałam twój głos, pamiętałam twoje oczy. Pamiętałam to, co było w tobie najpiękniejsze. Nie wiedziałam jednak, gdzie cię znaleźć.

Tekst ten datuje się z czasów, kiedy noce bywały jeszcze bardziej niezwykłe.

3 Comments:

At 9:42 PM, Anonymous Anonymous said...

One question only - czy ty to naprawdę przeżyłaś czy poprostu masz taki talent...

 
At 11:37 AM, Blogger Milka said...

just imagination

 
At 12:25 AM, Anonymous Anonymous said...

Wha a wonderful imagination

 

Post a Comment

<< Home