Zielony zakątek


"Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko"
Albert Einstein

Friday, January 13, 2006

Dzień, w którym mój kapelusz
postanowił mnie opuścić

był zwyczajny, styczniowy, bliźniaczo podobny do reszty, jak każdy inny wypełniony nauką, herbatą, i cichymi marzeniami wtulonymi w kołdrę i w misia przez kilka sekund na granicy snu.

Być może to zimowa monotonnia stała się iskrą zapalną, impulsem, pod wpływem którego zdecydował się na ten krok. A może decyzja ta, przemyślana jeszcze w czasach, kiedy niczego nie mogłam się spodziewać, w najdojrzalszej z postaci czekała tylko na odpowiedni moment.

Nie wiem, jak i nie wiem, dlaczego właściwie to zrobił.

Było mu ze mną źle? Wszystko mu było jedno? Dał sie ponieść złudzeniom lepszego gzieś-kiedyś-gdzie indziej? Z niechęcią przyjęłam też inną możliwość: może znalazł kogoś, u czyjego boku spodziewał się znaleźć lepszą codzienność...

Ale przecież... Ale jak...?

Miejsce dobre jak każde inne, przez które każdego dnia przewija się niezliczona masa ludzka. Biblioteka. intelektualista się znalazł. A może intelektualisty szukał? Może któregoś ranka, omamiony szalonym snem, obudził się z jedną ideą wypełniającą całe jego jestestwo - nakrywać głowę humanisty...

Oczywiście mógł równie dobrze nie mieć żadnych sprecyzowanych wymagań, mógł zdecydować się na pierwszy krok swojej wymarzonej z dawna wagabundy, losu spoczywania na coraz to innej głowie, poznania setki krain, odkrycia nieznanych zakątków świata... Mógł, ale szczerze mówiąc wątpię.

A może po prostu chwilkę nieuwagi przypłacił zagubieniem się w gąszczu nieznanej rzeczywistości, i podczas gdy w kącikach moich oczu szkliły się łzy tęsknoty i niezrozumienia, jemu wcale nie było lepiej.

Całkiem być może.

Nigdy nie dowiem się, co czuł i jakich pełen był wizji, gdy ja, próbując zająć umysł zadankami, czekałam przecież na możliwość odnalezienia go, uczepiwszy się jedanej, ostatniej nadziei.

Tak samo, jak nie dowiem się, w jaki sposób i dlaczego któregoś dnia znów pojawił się na mojej głowie. Cóż, nie tylko koty chodzą własnymi drogami. Ale chyba nam razem dobrze. I niech tak już zostanie, mimo wszystkich możliwych monotonii.